Spacer z kotem, wyprowadzanie na smyczy: czy na pewno jest dobrym pomysłem?
Spacery z kotem, traktowanie kota trochę jak psa stało się w ostatnim okresie niezwykle modne. Jak to bywa z każdą modą, nie zawsze służy ona najlepiej samemu zainteresowanemu.
Kot nie jest psem, ma inne podejście do swojego grafiku codziennej aktywności. Koty to "niewolnicy rutyny", a dodatkowo niezwykle istotnym dla nich elementem jest możliwość decydowania o budowaniu tejże rutyny, jakiejkolwiek rutyny. Wyprowadzając kota na szelkach niejako poszerzamy mu terytorium, które staje się elementem do stałego sprawdzania i kontrolowania. To znaczy, że kot może zechcieć kolejnego "obchodu" 10 minut po powrocie z tego pierwszego. I tak w kółko 🙂 Nie jesteśmy w stanie im tego w taki sposób zapewnić, co jest to źródłem ogromnej frustracji. Kot nie zrozumie, dlaczego nie może znów sprawdzić, co dzieje się na zewnątrz, nie zrozumie tez, dlaczego dziś (śnieg, wiatr, złe samopoczucie opiekuna) nie może wyjść. Taka sytuacja jest źródłem ogromnej frustracji, a frustrację zawsze trzeba jakoś rozładować, u kotów najczęściej stosowanymi zachowaniami mającymi przynieść ulgę we frustracji jest sikanie poza kuwetą lub agresja, niektórzy mają wszystko w pakiecie.
Kolejnym elementem nieodzownie towarzyszącym kotu w takich "spacerach" jest bardzo wysoki poziom stresu. Niestety, opiekun najczęściej nie potrafi tego zauważyć (opiekunowie generalnie nie potrafią rozpoznać sygnałów stresu u kotów), widzę to na setkach filmików, na których kot bardzo szybkim krokiem, niemal truchtem, przemieszcza się z miejsca na miejsce. To nie jest eksploracja, to nie jest zachwycanie się otoczeniem, to jak najszybsze przejście z miejsca, które postrzegane jest jako nieprzyjazne do takiego, które wzbudzi poczucie bezpieczeństwa. Na innych koty przemykają się z brzuchem przy ziemi, na jeszcze innych siedzą z ogromnymi oczami przycupnięte pod krzakiem i nie chcą się spod niego ruszyć. Rozładowanie wszystkich negatywnych emocji w postaci pobicia innego kota, niechęci do bycia dotykanym czy podgryzaniem opiekuna kilka godzin później już w domu oczywiście nie zostanie najczęściej skojarzone z przebytym wcześniej napięciem.
Osobiście znam przypadek fantastycznie przeprowadzanych "spacerów", ale w chwili, gdy się poznałyśmy z opiekunką, była już u kresu sił i wytrzymałości. Kot wychodził w typowo kocich godzinach aktywności, czyli pomiędzy 20 a 23 i pomiędzy 4 a 6, i tyle czasu (czyli w sumie 5 godzin) był poza domem chodząc na smyczy z opiekunką po chaszczach i przyglądając się różnym interesującym go sprawom. Kot był zachwycony, opiekunka zdecydowanie mniej, bo oprócz zajmowania się kotem chodziła do pracy. Nie tak należy organizować czas i swój, i koci.
Przy odpowiednio zorganizowanej przestrzeni kot nie potrzebuje spacerów w miejskiej dżungli. Jeśli mamy dom z ogrodem, idealne jest zabezpieczenie całego ogrodu bądź zbudowanie woliery, tak żeby kot mógł bezpiecznie eksplorować otoczenie zgodnie ze swoim zegarem. To sytuacja idealna, mamy kota "wychodzącego" do bezpiecznej przestrzeni zgodnie ze swoim biologicznym rytmem. Jeśli nie mamy domu z ogrodem (ja nie mam), należy przynieść jak najwięcej kociego świata do naszego domu, żeby mógł zachowywać się jak kot zgodnie ze swoim kocim zegarem i planem dnia. Jesli nie chcemy kociego świata przynosić do naszego domu, nie powinniśmy mieć kota. Nie da się stosować półśrodków i przerabiać kota na zwierzę, którym nie jest.
Dorota Szadurska, behawiorystka COAPE i Studium Kot
Absolwentka Psychologii Zwierząt Polskiej Akademii Nauk
Członek The International Society of Animal Professionals.